Islandia - w poszukiwaniu wielorybów oraz relaks w termalnych źródłach.


Poranek w Husaviku przywitał nas bez deszczu i bez wiatru, więc mieliśmy nadzieję, że nasza wyprawa odbędzie się bez przeszkód. W porcie okazało się, że poprzedniego dnia żaden statek nie wypłynął
 w rejs, jednak warunki pogodowe już się uspokoiły i wypływamy! Nie chcieliśmy się za bardzo nakręcać, ani nastawiać na spotkanie z wielorybami, ale mieliśmy ogromną nadzieję, że jednak nam się uda. I jak się okazało nie zawiedliśmy się! Wyprawa trwała około 3 godzin i udało nam się podglądnąć całą grupę tych ogromnych ssaków. Pokazały się nam trzy humbaki płynące razem, co według załogi nie jest dla nich zachowaniem typowym, oraz płetwal karłowaty. Niestety zwierzęta nie chciały popisać się przy nas skokami, ale obserwowanie ich wypływających ponad powierzchnię wody, wypuszczających fontanny wody oraz machających ogromnymi płetwami tuż przed zanurzeniem sprawiało nam mnóstwo radości. Załoga prowadząca wyprawę dbała o to, żebyśmy podążali za wielorybami, mieli dla nas też mnóstwo informacji dotyczących różnych gatunków tych ssaków. W drodze powrotnej do portu czekał nas słodki poczęstunek - gorące kakao i cynamonowe bułeczki. Idealna przekąska po ponad dwugodzinnym wypatrywaniu wielorybów na wietrznym oceanie.















 















Po tak udanym poranku stwierdziliśmy, że nadrobimy zaległości z poprzedniego dnia i pojedziemy znów w okolicę jeziora Myvatn. Po drodze pojechaliśmy zobaczyć słynny wodospad bogów, czyli Goðafoss. Wśród lawowych pól, nad którymi rozpościerała się gęsta mgła błękit spływających ogromnych wodnych kaskad zrobił na nas spore wrażenie. Dodatkowo zachwyciły nas formacje skalne o niesamowitych kształtach, znajdujące się nad wodą na przeciwnym brzegu. Piękne miejsce, w którym ponoć nadal żyją duchy pogańskich bogów, strąconych przed wiekami w wody wodospadu przez ówczesnego władcę.


















Gdy dotarliśmy nad jezioro Myvatn mogliśmy je tym razem oglądać w pięknych promieniach słońca. Bardzo ucieszyliśmy się z tego powrotu gdyż krajobraz nad jeziorem jest przedziwny. Są pola lawowe, z jakby zastygniętą niedawno, jeszcze niczym nie porośniętą lawą. Są pseudokratery, które jak przeczytaliśmy po drodze tak naprawdę kraterami nie są. A na drugim brzegu, na horyzoncie zarysowują się góry z pięknie ośnieżonymi szczytami. Bardzo przyjemne i klimatyczne miejsce, które jest ponoć kurortem wakacyjnym dla Islandczyków.





 




W tamten rejon wróciliśmy także po to, żeby zrelaksować się w termalnych basenach Myvatn Nature Baths. Nie lubimy tłumów, więc z założenia odrzuciliśmy Blue Lagoon, ale mieliśmy niezmierną ochotę zanurzyć się w gorącej, błękitnej wodzie naturalnych źródeł, więc wybraliśmy Myvatn. Termalne baseny z widokiem na parujące w oddali pola geotermalne to na pewno jedno z niezapomnianych przeżyć, których obraz wraca do nas szybko na samą myśl o Islandii. Spędziliśmy tam kilka godzin, aż do chłodnego zmierzchu, jednak woda przyjemnie grzała nas kiedy temperatura spadała do zaledwie kilku stopni powyżej zera. Nie było tam tłumów, więc mogliśmy się naprawdę odprężyć
i zrelaksować.








Żeby wykonać plan dnia musieliśmy dojechać na nocleg do Akureyri,  bardzo urokliwego i jednego
z większych miast na północy kraju. Tam niestety napotkaliśmy problem, ponieważ kemping w mieście był zamknięty. Informacje na zamkniętej bramie kierowały do innego miejsca, poza miastem, ale dodatkowo remont drogi którą wskazywała mapa spowodował, że przejazd był zablokowany. Mapa,
a właściwie przemoczony "sceenshot" z google maps był bardzo nieczytelny. Nasza mapa drogowa ani wielka mapa miejska u mieszczona na tablicy przy wjeździe do miasta, również nie wyjaśniły nam trasy. Zdesperowani chcieliśmy przenocować na parkingu pod miejskim lodowiskiem ,ale na szczęście nie poddaliśmy się tak łatwo i udało nam się w końcu trafić
 okrężną drogą na kemping Hamrar. Trasa oraz cała okolica nie wydawała się zbyt przyjazna nocą a my sami byliśmy bardzo zmęczeni, dodatkowo zza zakrętu, z ciemności wyskoczył przed auto biały królik, więc gdy docieraliśmy do tego położonego na odludnym wzgórzu kempingu w głowie brzmiała nam tylko jedna myśl "Jeśli na kempingu nie ma nikogo innego to i my tu nie zostajemy". Całe szczęście jednak nie trafiliśmy tam jako jedyni, a poranek następnego dnia miał nam zrekompensować stres z całego wieczoru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 slow moments , Blogger